To są prësczé półtorôczi (półtrojôczi)…
Rozpocznijmy od wyjaśnienia tytułu tego artykułu. A przy okazji wyjaśnijmy, dlaczego na tablicach z „Kaszubskimi nutami” najczęściej ilustruje się te słowa monetą o nominale 5.
Zdaniem Romana Drzeżdżona, badacza naszej wyliczanki, podwójna nazwa – półtrojôczi albo półtorôczi – nie jest problemem i możemy śpiewać obie wersje.
Sprawa pochodzenia półtrojaka (półtoraka) była już przedmiotem badań specjalistów, a opisał ją dr Tomasz Rembalski w „Pomeranii” (opierając się m.in. na tekście Zbigniewa Bartkowiaka „O numizmatyce, kaszubskiej muzyce, pruskim »półtoroku« i »półtrojoku«”, jaki ukazał się w 2011 roku w „Gdańskich Zeszytach Numizmatycznych”). Wychodzi on od popularnego w Polsce w XVII w. oraz w pierwszej połowie XVIII w. półtoraka (1,5 grosza), który miał połowę wartości srebrnego trojaka (3 grosze). Półtoraki były również bite w Prusach Książęcych, a nazywano je tam Dreipölker, czyli trzy połówki.
Poniżej prezentuję skan wspomnianego artykułu:
Roman Drzeżdżon twierdzi, że pieniądze pojawiają się tylko w kaszubskiej wersji „Nut”. Być może Kaszubi są zatem bardziej przywiązani do dëtków niż sąsiednie narody? Może nawet chciwi?
Potwierdzenie tego, że pieniądze mają dla Kaszubów duże znaczenie, jest „Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej” ks. Bernarda Sychty, gdzie o dëtkach napisano bardzo dużo. Na ogół jednak podkreśla się, że nie od nich zależy szczęście. Oto kilka przykładów:
Jak nabëti, tak pòzbëti, pieniãdze w rzëcy (nieuczciwie pozyskane pieniądze nie dają szczęścia), Dëtczi nikògò nie zbawią, Dobré słowò lepszé jak dëtczi.
Zapewne w tych przysłowiach jest sporo prawdy, ale chyba nie wszyscy Kaszubi wzięli je sobie do serca, skoro ks. Sychta zanotował wiele słów określających ludzi nadmiernie przywiązanych do swojego majątku. Wśród nich jest chcywc lub chcëwca, którego w skrajnym wypadku na południowych Kaszubach nazywano: Chcëwca chcëwi, nad chcëwima chcëwi. Można też powiedzieć: chcëwôk, chcëwôcz, chcëwôl, chcëwùlk itp. Odpowiednik tych słów w rodzaju żeńskim to: chcëwôczka, chcëwlëca, chcëwùlka, chcëwùsza. Poza tym mamy też: dãbòra (i przysłowie Ù dãbòrë wiedno pùsté kòmòrë, co oznacza, że kiedy odwiedzamy chciwca, nie możemy liczyć na poczęstunek), parzëflaka, dosebnik [dosebnica] (Czejbë nie bëło dosebników, nie bëłobë kradzélców. I jakby na usprawiedliwienie chciwości: Bóg stwòrził człowiekòwi rãce dosebné, Nawet swiãti mają rãce dosebné), zagarińc (czyli ten, co zagarnia wszystko dla siebie), charabnik (Ten charabnik jaż dërżi, czej òn dëtczi widzy), charatnik [charatnica] (Ten charatnik jesz nie dôł biédnémù grosza), charłãpnik [charłãpnica] (podobno charłãpnicë w okolicach Rewy mawiają: Co je lepszé jak wesz, to wszëtkò dodóm bierz), pieniãżnik [pieniãżnica]. Nie brakuje też bardzo dosadnych powiedzeń o chciwcach: To je taczi chcëwôk, że ten bë spòd se gówno zeżarł (Bór, Jastarniô), Ten bë sobie dôł za półdëtka w dupã téksów [to je gòzdzy] nabic, Ten bë nëkôł za dëtka celã òd Gduńska do Słëpska. A o człowieku, który nazbiera dużo pieniędzy mówi się, że leżi na dëtkach albo że mô dëtków jak gnoju.
Sama liczba tych powiedzeń świadczy o tym, że pieniądze były (i są) dla Kaszubów istotne. Rozmawiałem o tym m.in. z dyrektorką Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. Barbara Kąkol:
W literaturze kaszubskiej pieniądze również są ważnym tematem. Pojawiają się często w ludowych bajkach, zwłaszcza tych zapisanych w „Gryfie” w latach 1908-1912, a wznowionych po prawie 100 latach (w 2005 r.) w książce Bajarz kaszubski. Bajki z „Gryfa” (1908–1912). Chciwość rzadko jest w nich piętnowana, a właściwie każdy sposób powiększania swojego majątku jest oceniany pozytywnie. Zręczny złodziej jest traktowany jako taki sam rzemieślnik co np. stolarz czy krawiec. Wyśmiewani są za to ludzie, którzy pozwalają się oszukiwać i okradać (np. Ò płôszczu, trąbie i mieszkù, Ò żôłnierzu i żëdze).
Więcej na temat chciwości w bajkach kaszubskich, a także w książce Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa i innych utworach, napisałem w artykule „Kaszëbsczé nótë. Ò dëtkach i chcywcach” („Pomerania” 6/2021). Oto jego skan:
Jednym z literatów piszących o oszczędności, a może nawet chciwości Kaszubów jest Jón Natrzecy (to pseudonim literacki Piotra Dziekanowskiego). Zwraca on uwagę, że dla niektórych Kaszubów wysoki status materialny jest niezbędnym warunkiem uzyskania prestiżu.
Do zarabiania pieniędzy bardzo przydawała się umiejętność handlowania. Według kaszubskiej tradycji największy talent do tego fachu mieli borkowianie, czyli mieszkańcy wsi Borek i okolicy. Wg kaszubskiego pisarza i działacza Aleksandra Labudy: „jeden Żid òszukô dzesãc Pòlôchów, a jeden Kaszëba dzesãc Żidów, a jeden bòrkòjc dzesãc swòjich naszińców” (jeden Żyd oszuka dziesięciu Polaków, a jeden Kaszuba dziesięciu Żydów, a jeden borkowianin dziesięciu swoich rodaków, tj. Kaszubów). Wg tradycji podczas handlu mieszkańcy Borka często oszukiwali i – jak podaje ks. Sychta – ich nazwa stała się synonimem szachraja, oszusta i krętacza.
Gorzej z handlem radzili sobie rybacy. Wspomina Józef Roszman:
Miejscem ważnym dla handlu rybami był Fischmarkt w Gdańsku. Juliusz Struck z Jastarni podaje, że „ohorki sprzedające ryby na fischmarku trzymały na dłoniach świeże flądry, z których osocze i krew ociekała im pomiędzy palcami pod mankiety i krzyczały:
Kaufen Sie Madamen, frische fische, lebendige ware, gutte ware (żywy towar, dobry towar)”.
„Na fischmark pływało się głównie w piątek, dobra sprzedaż trwała, dopóki nie pojawili się rolnicy z nowalijkami warzywnymi, wówczas kupowano chętniej płody rolne niż ryby. Flądry w łodziach leżały w dużych zielonych liściach podobnych do rabarbaru”.
Więcej o handlu na gdańskim Targu Rybnym przeczytacie w książce „Fischmarkt w Gduńsku” (Gdańsk 2013).
Jest tam m.in. artykuł Mirosława Kuklika i Antoniego Konkela „Targ Rybny (Fischmarkt)”, gdzie czytamy:
„Sprzedażą ryb zajmowały się kobiety zwane hokorkami (od niemieckiego Hökerin – przekupka). Zanim łodzie wypłynęły do Gdańska, kobiety zbierały od sąsiadów zamówienia na zakup różnych towarów. Czasami uzbierało się 20-30 takich zamówień. Ponieważ łodzie z rybami stały w pewnej odległości od brzegu, kobiety były przenoszone do nich przez mężczyzn, którzy zakładali uprzednio wysokie, skórzane, nieprzemakalne buty”.
O handlu na Fischmarkcie w Gdańsku i oszukiwaniu rybaków przez kupców pisze także kaszubski pisarz Augustyn Necel. Warto przeczytać choćby jego „Kutry o czerwonych żaglach”, gdzie opisuje m.in. manipulacje handlarzy i napady zbójców na maszopów.
Na początku artykułu przytoczyłem różne określenia ludzi chciwych. Mniej jest w kaszubszczyźnie słów opisujących marnotrawców, osób rozrzutnych. Najbardziej popularne to: rozpieniãżnik [rozpieniãżnica] (stąd w tłumaczeniu Nowego Testamentu Eugeniusza Gołąbka mamy przypowieść ò rozpieniãżnym sënu), rozdrzëtnik [rozdrzëtnica], nieòbszcządnik [nieòbszcządnica] lub òdsebnik [òdsebnica].
Rozrzutność może prowadzić prostą drogą do biedy, a tej Kaszubi bali się jak ognia, tym bardziej, że często zaglądała im w oczy: Biéda wëszczérzô zãbë, Biéda sã òkòcëła, ju terô ji nicht nie wënëkô, Wszëtkò minãło, leno biéda òstała, Biéda z nãdzą pò wsë pãdzą, Tak to je na tim swiece, jedna biéda drëgą gniece.
Nic dziwnego, że trafiła nawet do przekleństw: Ala biédze!, Niech ce biéda bierze!
A jeśli ktoś doszedł na Kaszubach do bogactwa, powinien pamiętać, że: Dzys bògôcz w jizbie, witro w domie, czyli – jak wyjaśnia ks. Sychta – dziś jesteś bogaty, jutro możesz wszystko stracić.
Dark Majkòwsczi
Projekt: „Kaszubskie nuty”, czyli upowszechnianie kultury materialnej i duchowej za pomocą wyliczanki powstał dzięki stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego