Przygotowując książkę o roślinach i zwierzętach na terenie gmin Gniewino i Wejherowo odwiedzamy często prof. Macieja Gromadzkiego.

 

Po ostatniej wizycie nagraliśmy i spisaliśmy jego krótką wypowiedź o miłości do ptaków. Zapraszamy do lektury:

Miłość do ptaków zaszczepił we mnie mój ojciec, który był drzewiarzem, ale też jedną z pierwszych w Polsce osób obrączkujących dzikie ptaki. Interesował się ptakami od dziecka. Ja pochodzę z okolic Warszawy, ale przez prawie czterdzieści lat pracowałem w Gdańsku-Górkach Wschodnich, w Stacji Ornitologicznej Polskiej Akademii Nauk. Założono ją tutaj, bo uważano, że wędrówki ptaków najłatwiej jest badać na wybrzeżu. Tu rzeczywiście strumień wędrownych ptaków jest intensywniejszy niż w głębi lądu.

Obecnie staram się tę moją „ptasią pasję” zaszczepiać u innych ludzi, zwłaszcza u dzieci. Uważam, że podstawowym błędem w nauce przyrody jest u nas to, że za duży nacisk kładzie się na naukę abstrakcyjnych pojęć ogólnych, a ludzie nie znają przyrody, która ich otacza. Przyjemnie jest wiedzieć, co wokół nas żyje i jak to się nazywa. Oczywiście ornitolog musi mieć większą wiedzę. Powinien np. znać głosy ptaków, jeśli chce je liczyć i dokładnie obserwować. Czasem tylko usłyszy się ptaka w lesie, a zobaczyć jest wiele trudniej.

Sądzę jednak, że nie tylko profesjonalni badacze powinni znać przyrodę, która jest wokoło nich. Jej obserwowanie to dobra pasja i widzę, że coraz więcej ludzi interesuje się naturą. To nie jest jeszcze tak jak w Anglii, gdzie mamy milion członków Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, z którym liczą się politycy, a ludzie nie mający spadkobierców zapisują mu swoje spadki. Jeszcze nie jesteśmy na tym poziomie, ale i u nas zainteresowanie ptakami wciąż rośnie. Widzę, że coraz więcej ludzi chodzi z lornetkami. Jest to według mnie sympatyczniejsza pasja niż myśliwska.

 

Chcąc obserwować ptaki, powinniśmy przestrzegać zasad związanych z tym hobby. Oto kilka z nich:

 

1. Pamiętajmy o tym, aby myśleć przede wszystkim o dobru zwierząt. Często szkodzą ptakom fotografowie, którzy z aparatem podchodzą bardzo blisko kolonii gniazdowej (np. mew czy rybitw) i starają się robić zdjęcia. Potrafią na stałe wypłoszyć ptaki, które opuszczają kolonię i już do niej nie wracają.

 

 

2. Chcę wyraźnie podkreślić i prosić, abyśmy nie podchodzili do gniazd. Ani w krzewach, ani na ziemi. A to dlatego, że podchodząc do gniazd zostawiamy ślady. Są drapieżniki, które bacznie śledzą miejsca, gdzie chodził człowiek, i sprawdzają zwłaszcza te, w jakich zatrzymał się dłużej. Wiedzą, że może tam na nie czekać smaczny kąsek.

 

 

3. I kolejna sprawa z tym związana: nie zabierajmy piskląt, jakie spotkamy na swojej drodze. One zapewne wypadły albo z innych powodów opuściły gniazdo i się odzywają. Ludzie powodowani litością łapią takiego ptaszka i starają się znaleźć mu jakąś fachową pomoc. Przynoszą więc drozdy, sowy, najróżniejsze ptaki leśne… I pojawia się kłopot, co z tym zrobić, bo hodowanie ptaków jest bardzo czasochłonne, trudne i często zupełnie nieskuteczne. Podam tu przykład z mojego doświadczenia. Kiedyś hodowaliśmy młodą wronę. To bardzo sympatyczny ptak. Niestety, zaczęła kaszleć… i zdechła. Okazało się, że był to skutek inwazji nicieni, które zatkały jej tchawicę, i wrona w końcu się udusiła.

Hodowanie dzikich ptaków to nie jest dobre hobby i pociąga za sobą obowiązki niewspółmierne do sytuacji, gdy ma się w domu np. psa czy kota. Miałem znajomych w Warszawie, którzy mieli w domu taki azyl dla ptaków. Hodowali pisklęta, które wypadły z gniazd, przyjmowali pod dach poranione ptaki. Jeśli to było możliwe i ptaki osiągały dobrą kondycję, były wypuszczane na wolność. Ale niektóre ptaki były pod opieką ludzi przez wiele lat. Przyjemnie było poobserwować tę hodowlę przez krótki czas, ale na dłuższą metę... nie polecam. Cały dom był w „kropeczkach”, trzeba było regularnie karmić skrzydlatych pacjentów, całe życie tych ludzi było podporządkowane wymogom hodowanych ptaków. Proszę mi wierzyć, że prawie zawsze jest lepiej dla ptaka leżącego na ziemi, jeśli go zostawimy w spokoju, zwłaszcza jeśli jest to pisklę. Nie pozbawiamy go wtedy szansy, że rodzice albo inne ptaki znajdą je i wykarmią, a także nauczą odpowiednich zachowań. To wszystko dotyczy oczywiście ptaków dzikich. Jeśli ktoś ma warunki, niech hoduje ptaki klatkowe, takie jak np. papużki faliste. Są one od pokoleń przyzwyczajone do życia w niewoli.

 

4. Kolejna uwaga dotyczy kajakarzy. Nie należy gonić matek prowadzących pisklęta. Jest to niebezpieczne dla wszystkich ptaków, ale zwłaszcza dla traczy (pewnego gatunku kaczki, o jakim później napiszę więcej). Próba podejścia do nich kończy się dla młodych zazwyczaj tragicznie. Musimy bowiem wiedzieć, że matka traczy czasami wyprowadza swoje pociechy na jakieś suche miejsce, ponieważ one przemakają. Może to być plaża albo jakiś wystający z wody pień… Chodzi o to, aby gdzieś wyschły i się ogrzały. A jeśli na skutek działań człowieka, matka zostanie przegoniona, to pozostawione pisklęta giną”.