Pewne gatunki roślin i zwierząt pojawiają się na naszym terenie i sprawiają nam kłopoty. Nazywamy je inwazyjnymi
Często mają one bardzo negatywny wpływ na rodzimą faunę i florę. Obce gatunki inwazyjne to druga w kolejności przyczyna wymierania gatunków (pierwszą jest uszczuplanie przez człowieka naturalnych siedlisk).
A skąd się u nas biorą ci niepożądani goście? I czy nie jest to naturalne, że zwierzęta za nic sobie mają granice i przekraczają je, kiedy mają na to ochotę?
Odpowiedź na te pytania rozpocznijmy od tego, że ludzkie granice nie są dla nich ważne. Natomiast przez tysiąclecie ograniczały je trudne do przekroczenia naturalne przeszkody (np. góry, morza i oceany, strefy klimatyczne). Człowiek podróżując po całym świecie pomógł im te granice przekroczyć, przenosząc zwierzęta (często przypadkowo, nawet o tym nie wiedząc) na pokładach statków i samolotów czy w pociągach albo samochodach. Czasami sprowadzano je masowo w celu chowu czy uprawy, a niekiedy tylko kilka – dla rozrywki lub aby pochwalić się przed znajomymi.
Do niektórych z tych gatunków już się przyzwyczailiśmy, a one wrosły w naszą przyrodę, doczekały się naturalnych wrogów i są istotnym elementem ekosystemu. Pamiętajmy, że np. kury dotarły do nas z Indii, a wydaje się dzisiaj, że były na kaszubskich gospodarstwach od zawsze. Albo karp… przecież to jest odwieczny element polskiej tradycji. Warto jednak wiedzieć, że „odwieczny” w jego wypadku oznacza dokładnie osiem wieków, bo sprowadzono go do nas ok. 800 lat temu. Powszechniejsza jest wiedza o amerykańskim pochodzeniu ziemniaków, bo rzeczywiście ta roślina również dotarła do nas stosunkowo niedawno zza oceanu. Wszystkie te przykłady dotyczą gatunków, jakie nie niosą nam żadnego zagrożenia, ale nie brak takich, które powodują wiele strat dla rodzimej fauny i flory, gospodarki człowieka, a nawet – jak barszcz Sosnowskiego – dla naszego zdrowia i życia.
Przykładem gatunku inwazyjnego jest jenot. To zwierzę syberyjskie wielkości lisa żyło w Azji od Japonii, przez Chiny, Rosję. Nigdy nie przekraczało Uralu. Ktoś jednak wpadł na pomysł, żeby podczas II wojny światowej z jego futra robić bardzo ciepłe buty dla pilotów. Kiedy wojna się skończyła, pilotów było znacznie mniej, butów nie było potrzebnych już tak dużo, więc co zrobiono z jenotami? Oczywiście wypuszczono na wolność. Tysiące zwierząt zaczęło się mnożyć i rozprzestrzeniać w Europie. W Polsce stały się powszechne od lat 50., a na Kaszubach od 90. lat XX wieku. Dzisiaj pewnie łatwiej jest zobaczyć jenota niż lisa, który jest ostrożniejszy i bardziej się pilnuje. Tak jest na terenie gmin Gniewino i Wejherowo oraz na całym Pomorzu.
Jenot to zwierzę wszystkożerne. Zje jaja, owada, jakieś zwierzę, jagody, padlinę… Poza tym doskonale pływa. To jego przewaga nad lisem, który nie lubi moczyć kity. Wszystko, co siedzi na wyspach, jest przed rudym drapieżnikiem zabezpieczone. A jenot tam dotrze.
Zostaw Komentarz